Zawsze twierdziłem, że ekolodzy doprowadzą kiedyś swoim fanatyzmem do jakiegoś nieszczęścia. No i mam tragiczne potwierdzenie swojej negatywnej oceny wielu ich działań. Sprawdza się też stare powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
Jak poinformowało Radio RMF FM, zmiana diety zabiła czternastoletnią niedźwiedzicę w ogrodzie zoologicznym w Lesznie. Zwierzę - po naciskach ekologów z klubu Gaja na dyrekcję zoo - zaczęło jeść naturalne jedzenie i bardzo szybko zdechło. "Zieloni" chowają teraz głowę w piasek, a pozostałe dwa niedźwiedzie wróciły natychmiast do starych, rzekomo niewłaściwych nawyków żywieniowych.
Niezdrowa dieta misiów z Leszna składała się z płatków, chleba, mleka, jabłek, marchwi, pietruszki, sałaty, kapusty pekińskiej. Pod wpływem porad ekologów dodano do niej gałęzie i liście, wycofano natomiast mleko i chleb. Jeden niedźwiedź padł.
- W moim przekonaniu nie ma jednoznacznie napisane, że z powodu zmiany diety. Być może było to połączone ze sobą - tłumaczył na antenie RMF Paweł Grzybowski z klubu Gaja.
Inaczej widzi to jednak weterynarz.
- Wyniki sekcyjne pokazały, że zmiany dotykają przedniego odcinka przewodu pokarmowego, a więc żołądek, dwunastnica. Śladów złych nawyków żywieniowych w organizmie nie znaleziono - powiedział reporterowi.
Mam nadzieję, że był to odosobniony przypadek poddania się fachowców woli niedouczonych amatorów-ekologów. Jeśli "zieloni" chcą totalnego powrotu do natury, niech sami dadzą dobry przykład, czyli wrócą do życia zgodnego z nią: zamieszkają w lesie lub w jaskiniach, zrzucą ubrania, zrezygnują z dobrodziejstw cywilizacji i jedzą wyłącznie zdrową żywność, którą sami uzbierają oraz upolują. Ciekawe, czy byliby gotowi na takie wyrzeczenia, które chcą narzucać innym.